Urodziłam się w bardzo silnej watasze. Mój ojciec był szpiegiem, a matka
– medyczką. Od samego początku uważali mnie za dziwną. Nie kochali
mnie. Sama, gdy miałam prawie miesiąc, zaczęłam odkrywać nowe moce i
doskonalić wszystkie. Rodzice nie chcieli mnie w jaskini, więc ćwiczyłam
przed nią. Wtedy zauważył to nasz alfa. Był tak słaby, że nie mogłam
uwierzyć, że wszyscy zgadzają się, by był alfą. Miał jednak rodziców
alfa, dziadków alfa, pradziadków i tak dalej. Wszyscy byli dość słabi,
ale on… Nikt się nigdy jednak nie buntował, bo jego wuj ciągle żył i był
nieśmiertelny, a nie zapowiadało się, by ktoś miał go zabić. On był
potężny, jako jedyny z rodziny. Nasz alfa zauważył, że mam bardzo silne
moce, silniejsze od starszych wilków. W sumie, to w ciągu jednego dnia,
opanowywałam do perfekcji moc poznaną dzień wcześniej i odkrywałam
następną. Cały czas jednak ćwiczyłam, by moje idealnie opanowane moce
były jeszcze silniejsze. Według innych wilków z watahy, to przez
połączenie sprzecznych żywiołów, co raz na 1 000 przypadków, daje silne
moce. Alfa coraz bardziej bał się o stanowisko. Z przerażeniem patrzył
na moją moc magiczną. W końcu postanowił, że w nocy, jego słudzy mają
porwać mnie i wyrzucić ranną do lasu, bym zginęła, a jego pozycja była
bezpieczna. Była to tajna misja, więc kto by to zauważył, miał zostać
zabity. Kończyłam już 31 dni, pierwszy miesiąc. Była mnożna, grudniowa
noc, pełnia księżyca. Spałam przed jaskinią, bo rodzice mnie wypędzili.
Wstałam i poszłam na otwartą przestrzeń i przyglądałam się gwiazdą. Było
tajemniczo, a ja czułam, że ma się stać coś ważnego. I tak było. Nagle
podbiegli do mnie czterej słudzy alfy. Warczeli i pokazywali zęby.
Kazali mi iść za nimi do lasu, bo mnie zabiją. Przybrałam pozycję do
ataku i warknęłam, że nie, i nigdzie nie pójdę. Wtedy rzucili się na
mnie, a ja, choć byłam ranna zabiłam moją ulubioną mocą ognia jednego z
nich. Nie chciałam, ale w obronie niechcący przesadziłam ze złości.
Walkę usłyszeli rodzice, którzy wyszli na zewnątrz. Nie chcieli mnie
bronić, ale słudzy alfy i tak ich zabili, mieli bowiem rozkaz zabić
każdego, kto może komuś powiedzieć o tym planie. Chciałam bronić
rodziców, choć oni mnie zostawili na pastwę napastników. Zabiłam 3
pozostałych mocą ognia, ale rodzice nie zdołali się przed nimi obronić,
zanim zginęli. Bałam się, co wataha ze mną zrobi, w końcu to wyglądało,
jakbym nie dość, że zabiła 4 wilki, to jeszcze własnych rodziców. Nagle
zjawił się alfa, zapewne chcąc sprawdzić wyniki pracy sługusów. Aż
skamieniał ze zdziwienia, gdy zobaczył mnie i leżące obok ciała wilków.
Przybrał postawę do walki i warknął:
-Wynocha z tąt!!! Jesteś niebezpiecznym odmieńcem i tyle!!! Nie należysz już do watahy!
Wściekła i oburzona jego słowami rzuciłam na niego klątwę, polegającą na
tym, że miał bardzo wysoką gorączkę, halucynacje, silne osłabienie
organizmu, ale nie mógł zginąć. Przerażona tym, co zrobiłam tej nocy
uciekłam do lasu, tak daleko, jak to możliwe. Po całej dobie
nieustannego biegu padłam wykończona. Zatrzymałam się w tym miejscu lasu
i tam wyleczyłam swoje rany, perfekcyjnie wyuczyłam się lotu, polowań,
mocy i zasad przetrwania. Żyłam tak do wieku roku. Wtedy, równo w swoje
urodziny, 13 listopada, wyczułam o północy wilki. Postanowiłam porzucić
to wszystko, wspomnienia, to nędzne schronienie i rozpocząć nowe,
lepsze życie. Poleciałam do źródła woni. Znalazłam rozwijającą się
watahę. Podleciałam do jakiegoś basiora. Spłoszona i skulona podeszłam
powoli.
-Eee… Witaj. Ja… jestem Vaxanora. Czy… może… masz watahę? – nie
wiedziałam co powiedzieć, by nie zostać źle odebrana, lub zaatakowana,
przecież wkroczyłam na cudzy teren.
-Tak, a ty masz? – zapytał przyjaźnie podchodząc.
Wyprostowałam się nieco bardziej i spokojniej powiedziałam:
-No… nie mam. A jak sądzisz, mogłabym…może dołączyć? – starałam się nie wpraszać.
-Chodź! Zaprowadzę cię do samicy alfa. – odpowiedział.
-Dobrze. – uspokoiłam się.
Szłam za wilkiem, który zaprowadził mnie do dużej jaskini. Była tam czarno-biała wilczyca.
-Astrid? Znalazłem wilczycę, która chciałaby dołączyć.
-Tak?
-Ja…Jestem Vaxanora, miło mi. – przedstawiłam się.
-Ja jestem Astrid. Chcesz dołączyć?
-Bardzo chętnie.
-Więc witaj w watasze. – uśmiechnęła się.
Byłam bardzo szczęśliwa. Teraz mam nowy dom i nowe życie. Od teraz zaczynam wszystko od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz